W środę, 17 kwietnia, odbyły się przedostatnie w tym roku szkolnym zajęcia z cyklu „Być jak Ignacy”. Tematem przewodnim była energia słoneczna i możliwość jej wykorzystania do produkcji prądu elektrycznego. Wysłuchaliśmy fragmentów filmu, w których ekspert wyjaśnił, na czym polega efekt fotoelektryczny (zamiana energii słonecznej w elektryczną) oraz powiedział, że odkrywcą tego zjawiska był Albert Einstein. Niestety dzień był pochmurny i nasze doświadczenia nie udały się tak, jakbyśmy chcieli. Wniosek jest taki, że trzeba je będzie powtórzyć w pełnym słońcu.
A co robiliśmy? Najpierw chcieliśmy się przekonać, który kolor: biały czy czarny kumuluje więcej energii. W tym celu ustawiliśmy słoiki z wodą na parapecie – jeden na czarnej kartce, drugi na białej, a trzeci też na białej, ale przykryty foliowym woreczkiem. Zmierzyliśmy temperaturę wody i mieliśmy nadzieję, że po godzinie woda się choć trochę ogrzeje.
Drugim zadaniem było wykonanie „słonecznej mikrofalówki” z pudełka owiniętego folią aluminiową. Włożyliśmy do niej produkty spożywcze, które łatwo się topią w podwyższonej temperaturze: ser żółty, margarynę, ptasie mleczko i czekoladę. Po godzinie ekspozycji na parapecie nic się nie zmieniło. Dla porównania drugą taką „mikrofalówkę” podstawiliśmy pod zapaloną lampkę nocną i również nie było efektu.
Zbudowaliśmy też profesjonalny model do skupiania energii słonecznej i próbowaliśmy za jego pomocą zagotować wodę - niestety się to nie udało.
Mimo tych niepowodzeń nie traciliśmy humoru i przystąpiliśmy do eksperymentów chemicznych. W misce wykonaliśmy ciecz nieniutonowską z mąki ziemniaczanej i wody. Potem daliśmy upust naszej wyobraźni i bawiliśmy się jak dzieci przelewając i uderzając w tę dziwną ciecz.
Na koniec pobawiliśmy się kolorowymi cieczami o różnej gęstości i stworzyliśmy „tęczę w probówce”. Wymagało to od nas cierpliwości i dokładności, ale osiągnęliśmy sukces – wszystkim nam się to udało.
Po tak intensywnych zajęciach pozostał duży bałagan, z którym wszyscy po trochu się uporaliśmy i zadowoleni rozjechaliśmy się do domów.
Anna Lewczuk